wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział XV

Przepaść. Tylko przepaść dzieli nas od zaznania szczęścia. Niektóre czeluście mogą okazać się kanionem, inne małymi szczelinami, które da przeskoczyć się jednym susem.
Przez chwilę wczorajszego wieczoru Lucy poczuła uczucie, które od dawna nie gościło w jej duszy. Szczęście. Głupie, okropne szczęście, które bez skrupułów bawi się ludźmi. Lucy czasami myślała, że szczęście to osoba, która potrafi kogoś odwiedzić, uścisnąć mu dłoń, powitać, utulić, jeśli tylko zechce. Jeśli zechce. Szczęście dziewczyny musi nie darzyć jej sympatią, bo niezbyt często ją odwiedza. W życiu każdego z nas zagości chwila, kiedy osiągniemy pełnię szczęścia. Tylko czy warto czekać? Na to pytanie Lucy nie jest w stanie odpowiedzieć.
Szła ona teraz zimnym, wilgotnym korytarzem, zgięta w pół. Kurczowo trzymała się za brzuch; organizmem wstrząsały silne torsje. Jej nogi się nie podnosiły się wcale, przemieszczała się szurając butami o kamienne podłoże. Pomimo tego, że zażyła Wywar Tojadowy, nadal czuła potworny, rozsadzający klatkę piersiową ból. Był on mniejszy niż wtedy, kiedy, jak myślała, nikt nie wiedział o jej "futrzanym problemie", ale nadal potężny.
Szła wprost przed siebie, zostawiając za sobą miejsce, które znienawidziła tak samo, jak Zakazany Las. Zostawiała za sobą skulonego na podłodze wilkołaka, by wleźć w skórę znienawidzonej przez wszystkich nastolatki o grubych, czarnych włosach, które kręciły się we wszystkie strony. Skórę dziewczyny o oliwkowej cerze, różowych policzkach oraz wielkich niebieskich oczach. Gdy je zamykała na dłuższą chwilę, czuła się tak, jakby widziała swoje życie. Puste, ciemne marne chwile, układające się w monotonne wspomnienia. Szkoda, że nie istnieje opcja "Uruchom życie ponownie".
Szła dalej, była osłabiona. Powieki powoli opadały, a skórę pod szafirowymi studniami zasłaniał wachlarz długich rzęs. Ni stąd, ni zowąd, Lucy pomyślała o tym, że nigdy w życiu się nie malowała. Jako dziecko nie mogła udawać modelki, przebierając się w ciuchy matki, malując sobie usta oraz podkreślając oczy. Teraz mogła to wszystko robić - kosmetyki wzięłaby od współlokatorek - ale nadal nie czuła się na tyle dorosła by to czynić. Uważała siebie za marne dziecko losu z żałosnym charakterem i jeszcze gorszym wyglądem.
Nagle głowę przeszyło okropne uczucie słabości. Zachwiała się na nogach, a, by nie upaść, plecami przytuliła ścianę. Do rąk od razu przyczepił się brud, a kurz osadził na koniuszkach pojedynczych kosmyków. Powoli osuwała się na podłoże. Leżała i wpatrywała się w sklepienie, próbując je dostrzec. Zasłona mroku była silniejsza. Światło, które emitowało z różdżki, powoli słabło, a dziewczyna powoli ginęła w chorobie, aż w końcu została całkowicie odcięta od rzeczywistości.

*

-...nie, nie puszczę cię na trening!
-Ale pani Pomfrey, jutro mecz z Krukonami!
-Nie obchodzi mnie to... - Zanim Lucy zdążyła usłyszeć całe zdanie wypowiedziane przez żeński głos, znów pogrążyła się w stanie, gdzie balansowała pomiędzy jawą, a snem.
Obudziła się godzinę później. Zanim jej oczy przywykły do intensywnego światła, poczuła, jak silne ręce upychają ciepłą kołdrę koło jej nóg. Mimowolnie jej głowa przewróciła się na bok. Dostrzegła łóżko szpitalne, a na nim rudego nastolatka wyciągającego szyję, by dostrzec coś przez okno. Minę miał zmartwioną, jakby bardzo pragnął tam być. To pewnie ten chłopak, który miał zjawić się na treningu.
-Dzień dobry, kochanie - rzekła kobieta, stając między nią, a rudzielcem. Jej bursztynowe włosy lśniły w blasku świec. - Dobrze spałaś?
-Tak, proszę pani. Kiedy będę mogła stąd wyjść? - spytała nieco zawstydzona, jakby wizyta w Skrzydle Szpitalnym była czymś wstydliwym. Chciała stąd jak najszybciej wyjść. Nie potrzebowała specjalnego traktowania.
-Tak długo, aż będzie to konieczne.
-To tylko omdlenie...
-Oj, czym się przejmujesz... - powiedziała aż zbyt głośno, by rudy chłopak doskonale ją usłyszał. W jej głosie była nutka współczucia. Puściła do niej oko, a później odeszła, na pożegnanie przykazując jej zostać tam, gdzie jest.
Lucy nie zamierzała jej słuchać. Rzuciła kołdrę na podłogę i dźwignęła się na łokciach. Miała na sobie tylko nocną koszulę, lecz to jej nie przeszkadzało. Przebierze się w dormitorium.
-Co robisz? - Usłyszała.
Zignorowała to pytanie i wstała, a raczej próbowała wstać. Jej nogi natychmiast się pod nią ugięły, zupełnie, jakby były z galarety. Dziewczyna przewróciła się na plecy, a z jej gardła wydobył się chrapliwy kaszel. Drugi pacjent natychmiast poderwał się z łóżka, podbiegł do niej i mimo ręki na temblaku pomógł jej się położyć.
-Radzę ci nie wstawać, ale jeśli podłoga ci pasuje, nie mam nic przeciwko... - Uśmiechnął się. Niebieskie oczy przyglądały jej się uważnie. Na twarzy gościł lekki uśmiech.
-William, nie potrzebuję pomocy... - szepnęła z urazą.
-Bill - poprawił ją - i skąd wiesz jak mam na imię?
-Jesteś kapitanem drużyny Gryfonów, wszyscy cię znają. - Spojrzała na jego usztywnioną rękę - Co się stało?
-Ślizgoni - podsumował krótko. - W tym roku są wyjątkowo zdesperowani, a ich fani są jeszcze gorsi.
-Nie boisz się mnie?
-Dlaczego mam... - Nagle sobie przypomniał. Od wielu tygodni wieść o Lucy - wilkołaku - chodzi po szkole, ale Bill nie spodziewał się, że ta dziewczyna okaże się taka... normalna. Wyglądała zwyczajnie, bez zbędnego owłosienia (jak ją sobie wyobrażał Bill) i długich, żółtych kłów. Nie zachowywała się agresywnie, a głos nie okazał się basowym. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna była ładna, ze świetną cerą, zdrowymi włosami oraz zwykłym, lekko pociągającym głosem.
-Dobrze wiesz, nie udawaj - syknęła, po czym przewróciła się na drugi bok. Chłopak natychmiast obiegł całe łóżko, by znów rozmawiać z nią twarzą w twarz. Piegi zdobiły jego policzki, czoło oraz nos. W przekłutym uchu nosił kieł jakiegoś zwierzęcia, a długie włosy zaplątane były w koński ogon. Oczy dokładnie tego samego koloru, jakie ma nastolatka.
-Wiem - odparł. - Ale nie widzę powodu do strachu. Nie widziałaś mojego taty po tym, jak dowiedział się, że mój pokój zamienił się w siedlisko dzikich zwierząt.
-Aha... - przytaknęła. Czyżby znowu trafiła na kogoś, kto ją zaakceptował? - Wiesz może ile tu jestem?
-Nie mam pojęcia. Jestem tutaj od godziny, a gdy tu trafiłem, już tu leżałaś. Nawet trochę chrapałaś - zażartował, zauroczony jej wyglądem. Wręcz utonął w jej oczach.
-Daj mi znać, jak stąd wyjdę. - Znów się odwróciła. Nie miała ochoty do rozmów. Bill był miły, ale dzisiaj nawet najwspaniałomyślniejszy człowiek na świecie nie byłby w stanie zmusić ją do pogaduszek.
Patrzała się wprost, widziała, jak chłopak ponownie siada na łóżku. Zaraz po tym pani Pomfrey przyszła podać jej kilka leków, a następnie wcisnęła w nią talerz gorącej zupy.
Powoli zasypiała. Była znudzona. Wiedziała, że spędzi dziś tę noc tutaj, razem z rudzielcem. Zagłębiła się w myślach o jej samej. Dlaczego odrzuca chłopaka? Wcześniejsze postanowienie w tej chwili nic dla niej nie znaczyło. A może i tak?
Ze snu wyrwał ją chłopak. Potrząsał jej ramieniem, a potem usiadł na łóżku obok niej, zajadając słodycze od kolegów z drużyny. Co on sobie myślał? Że można tak po prostu kogoś budzić?
Popołudniowe słońce rzucało blask do pomieszczenia, świece nie były dłużej potrzebne. Wietrzyk chłodził jej twarz, mokrą od zimnego potu. Jej czoło było rozpalone, głowę przeszywał sztylet bólu, a żołądek podskakiwał jej do gardła. Chwile potem zwymiotowała obficie na podłogę, chłopak przetrzymywał ją, by nie upadła wprost na kałużę wymiocin. Podał jej jakąś szmatkę, a ona wytarła nią usta. Zażenowana powróciła na dawniejsze miejsce. Myślała, że ze wstydu zapadnie się pod ziemię.
-Racja, te czekoladki są obrzydliwe. - Zamknął pudełko i rzucił je na swoje łóżko. - Też nienawidzę lukrecji.
-Tak mi wstyd... - Spojrzała na zwrócony rosół. Tuż pod nim czaił się jakiś obiekt, prawdopodobnie kapcie. Przeniosła wzrok na Billa. - To twoje?
-Zgadza się.
-Merlinie... - Rumieńce owładnęły jej policzkami. - Nie wiem co powiedzieć.
-Za to ja wiem... Chłoczyść! - Wycelował różdżką w miejsce, na które spojrzała Lucy. Zaraz po tym schylił się tam i podniósł z podłoża szare bambosze.
-Nie powiesz mi chyba, że będziesz to nosił! - zawołała ze wstrętem. To wszystko działo się z jej winy, a i tak miała do niego pretensje. Właśnie za to siebie nienawidziła.
-Coś ty - Lucy odetchnęła z ulgą - dam je bratu. Zapomniałem o prezencie na urodziny. - Czarnowłosa zaśmiała się serdecznie, po czym, poprawiła się w miejscu. - Lepiej leż. - Dotknął jej czoła. Było gładkie i przyjemnie gorące. - Jesteś rozpalona.
-Jeśli chcesz się do czegoś przydać, zacznij od podania mi wody.
-Czego sobie życzysz.
Wstał i guzdrząc się poszedł do gabinetu pani Pomfrey. Tymczasem Lucy popatrzyła przez okno. Na parapecie siedział ptaszek, który nadzwyczaj głośno śpiewał swoją melodię. Chwilę potem odleciał. Dziewczyna tak mu zazdrościła... Od dawna chciała być barwnym ptakiem. Posiadałaby skrzydła, dzięki którym mogłaby polecieć tam, gdzie chce. Nagle pomyślała o tym, że rozmowa przebywa nadzwyczaj spokojnie. Zachowuje się tak, jakby nie była sobą - dziewczyną, która zupełnie niedawno przebyła transformację w obrzydliwego wilkołaka. Żartuje, śmieje się, a jej ton nie wskazuje na to, jakie męki przed chwilą przeżyła.
-Masz - podał jej szklankę, a ona drżącymi rękoma objęła ją delikatnie. W ustach wciąż miała metaliczno - słodki smak wymiocin. Jak najszybciej pragnęła się go pozbyć. Połknęła kilka łyków wody, ale smak nadal nie przechodził. Dopiero po całej szklance poczuła się prawie normalnie. Płyn przeszedł szybko przez jej ciało, ożywiając koniuszki palców.
-Dzięki. A teraz powiedz, proszę, dlaczego mnie obudziłeś. Miałam piękny sen.
-Jaki?
-Nie zmieniaj tematu.
-Dobrze, dobrze... Chciałem z kimś zwyczajnie pogadać. Drużyna przed chwilą wyszła, ale wolę przebywać w twoim towarzystwie. Jesteś taka... śmieszna.
-A co takiego robię?
-Rozmawiamy ze sobą kilkanaście minut, a już zdołałaś pobrudzić mi obuwie.
-To raczej niezbyt udany początek znajomości - powiedziała, po czym przetarła spocone czoło rękawem przewiewnej koszuli. Burczało jej w brzuchu, była cała obolała oraz miała gorączkę. Dlaczego musiała poznać chłopaka w takich okolicznościach? Normalnie też wygląda nie najlepiej, ale wszystko jest lepsze od trolla, który dziś w nią wstąpił.
Popołudnie minęło tak szybko, jak się pojawiło. Weasley nie siedział już u niej, a czytał książkę na swoim łóżku. Od czasu do czasu wymienili kilka zdań, a Lucy mogła przysiąc, że Bill co jakiś czas spoglądał w jej stronę. Nastał wieczór. Zdrowie oraz samopoczucie Gryfonki znacznie się poprawiło, więc mogła wrócić do dormitorium. Przebrała się w koszulkę khaki, sprane dżinsy, ułożyła trochę włosy, a potem, razem z chłopakiem, poszła do Pokoju Wspólnego. Było w nim kilka dzieciaków z pierwszych klas.
-Za ile będziesz mógł to zdjąć?  - spytała, palcem wskazując na jego rękę.
-Jutro z samego rana. Ten Alex Huthorne potrafi porządnie zgiąć rękę. No, dobranoc, kochanie moje - pożegnał się z nią, a potem ruszył do dormitorium chłopców. Lucy stała w tym miejscu jeszcze kilka sekund, dopiero później zdecydowała, że wiecznie stać nie może. Wciąż w lekkim szoku ruszyła schodami, przechyliła drzwi dormitorium, przebrała się w nocny strój i opadła na łóżko. Wpatrywała się w sklepienie. Wiedziała, że prędko nie zaśnie.
Kto by pomyślał, że Alex, ten sympatyczny przystojny chłopak, potrafi zrobić drugiemu człowiekowi krzywdę. Zaczęła się powoli bać o Anastasię. Co, jeśli coś jej zrobi? Nie, dziewczyny, a zwłaszcza swojej, nigdy by nie tknął.
To przecież taki dobry chłopak...

*

W całej sali unosił się gęsty dym, tak gęsty, że można było pomyśleć, iż da się go kroić nożem. Płuca uczniów powoli się nim wypełniały, chcieli więc jak najszybciej zakończyć te tortury. Puchoni kaszleli głośno, Gryfoni zaś próbowali czerpać powietrze co kilkanaście sekund.
W ciągu trzydziestu minut, kilku nastolatków musiało opuścić salę. Wyglądało na to, że profesor Snape nie jest dziś w humorze.
-Profesorze, już koniec lekcji! - pisnęła Heather, która siedziała dziś koło Lucy. Czarne oczy nauczyciela zwróciły się właśnie na nią.
-Panno Williams, jeśli chce pani poprowadzić lekcje... - syknął, plując na najbliżej siedzących jadem.
-Na piątek wszyscy przynieście mi referat na temat Eliksiru Rozdymającego. Trzy stopy pergaminu.
Traktując to jak pożegnanie, drzwi natychmiast wypełniły się tłumem. Wszyscy chcieli jak natychmiast opuścić salę, odetchnąć normalnym powietrzem. Wszyscy głęboko wdychali powietrze, a potem ruszyli na obiad.
-Hej. - Czarnowłosa obróciła się w miejscu. Zobaczyła pulchną twarz Isabelle.
-Cześć. Idziesz na obiad?
-Tak. Idź, za chwilę do was dołączę. Vicki czeka na dziedzińcu.
Pozostawiwszy Puchonkę samą, Lucy ruszyła przez lochy. Mijała grupy osób, labirynt korytarzy, minęła drzwi do Wielkiej Sali, skąd przyciągał ją zapach wołowiny, aż wreszcie miała przed sobą chłodny dziedziniec. W oddali dostrzegła jaskarwopomarańczowe włosy Ślizgonki. Nie była ona sama, lecz w otoczeniu kilku chłopaków. Porzuciła pokusę zawołania koleżanki, schowała się za ścianą i wychyliła lekko głowę, móc przyjrzeć się sytuacji.
Wyglądało na to, że nastolatkowie próbują ją zaczepić. Dotykali jej włosów, ale natychmiast ich ręka została odtrącana przez Vicki. Popchnęła natrętów i zaczęła coś mówić. Z miny chłopaków dało się wywnioskować to, że nie rozumieli większości zdań. Nagle jeden ruszył do przodu. Próbował dotknąć jej płaskiego brzucha, ale spotkał się z otwartą dłonią dziewczyny, która uderzyła go prosto w policzek. Głuchy odgłos potoczył się echem po dziedzińcu, a zaraz po tym dołączył do niego dźwięk odrywającego materiału od ubrania. Dręczyciele odbiegli z łupem, a do Ślizgonki dołączyła Gryfonka.
-Nic ci nie jest? - zapytała niebieskooka patrząc na lukę w ubiorze.
-Gdybym mogła zabijać myślami, stałabym się seryjnym mordercą - skomentowała krótko dziewczyna. Zamiast ścigać nastolatków, pójść do dyrektora lub poskarżyć się nauczycielom, prowadziła Lucy wprost do Wielkiej Sali. Usiadły z dala od innych uczniów, nałożyły gotowanych ziemniaków z kukurydzą, nalały orzeźwiającego napoju, i zaczęły jeść, wciąż czekając na koleżankę.
Obiad oraz lekcje po nim minęły normalnie. Lucy wciąż widziała tych szarych, niczym nie wyróżniających się ludzi, odbyła te same nudne lekcje, spędziła resztę dnia w bibliotece, by rzucić się na łóżko. Okropne uczucie monotonni nie przechodziło, a dziewczyna obawiała się, że prędko nie minie. Zmienić swoje życie jest łatwo, trudniej za to zebrać się na odwagę, by to zrobić.
Chwyciła czerwony, cieniutki zeszyt po prawej stronie jej łóżka, leżący na drewnianej szafce nocnej. Otworzyła go, kartkowała, aż w końcu natrafiła na wolną stronę. Poszukała pióra oraz kałamarzu, zapaliła świecę. Uważając, by nie obudzić koleżanek, skupiła się w myślach.

"Tonę w morzu złego losu,
patrzę na ludzi w oddali,
krzyczę głośno, wniebogłosy,
koła ratunkowego nie otrzymuję.
Taka już jest kolej losu,
jedni emitują dobrem,
lecz dlaczego zawsze trafiam na kogoś,
kto nie odzywa się dobrym słowem?
Pomocnej dłoni nie wyciąga nikt,
zawsze warto o tym śnić.
Bo każdy sen się kiedyś spełnia,
więc jeśli ten sam wciąż będę śniła,
zdarzy się coś dobrego, czyż nie?
Taka jest już kolej rzeczy,
jedni śnią sen, inni koszmar.
Ja tonę.
Tonę."
____________________________________________________
Oto nowy rozdział! Mam nadzieję, że nie usnęliście w połowie.
Co do komentarzy pod poprzednim rozdziałem: nie, nie dałem nowych bohaterów dlatego, bo tak chcieliście. Wszystko planuję, a przynajmniej myślę, że tak robię.
Zauważyłem, że pod rozdziałem czternastym jest tylko dwanaście komentarzy. Przy takiej liczbie wyświetleń obserwatorów tyle komentarzy to dość niepokojąca rzecz... Obawiam się, że wielu z Was, czytelników, porzuciło mnie i moją opowieść. Aby wybić mi to z głowy, proszę wszystkich Was o komentarz pod rozdziałem. Może to być kilka słów, może to być kilka zdań, obym tylko wiedział, że tu jesteście.

29 komentarzy:

  1. ... Ty naprawdę jesteś sadystą. Ale masz wielki talent ^^
    Okej. Moje zdanie na temat Billa znasz (*.*)... hmm...Lucy jest kochana i strasznie mi jej szkoda. To takie przykre,że zgotowałeś jej taki... los... xD
    Zaczęłam się śmiać, kiedy zwymiotowała rosołem... ;P
    Vicky jest faajna :D
    A! Prawie bym zapomniała: jesteś poetą! Emejzing!
    Snape. Eehehhehehehehehehhehehehehehhehehe xD
    Hmmm... ciekawe czy Alex naprawdę jest jakimś... Rumcajsem xD Wyobraziłam sobie, ze biega po Hogwarcie z pistoletem na żołędzie... hehe... ciekawa wizja.Dobra, nieważne.
    Czekam na następny rozdział <3
    PS. Nie martw się (a raczej martw), ja nigdy nie dam ci spokoju, więc jakiegoś czytelnika będziesz miał xD >ach, ten dar pocieszania ^^<

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetny rozdział i jakoś mi tak Bill strasznie pasuje do całej historii. Wiersz... świetny, choć wiem, że się powtarzam ^^ Strasznie pasuje do Lucy. Znowu się powtarzam... nie potrafie szukać synonimów -.-
    PS. Rozwalił mnie komentarz Izoldy. Rumcajs x3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział, naprawdę :3
    Ale żeby tyle czekać... Ty nas torturujesz, ot co! ;_;;
    Jak już pisałam - wiersz jest taki sobie, bo... a zresztą, wiesz jaki :D Mimo to, popieram koleżankę na górze - tyś poetą jest! XD
    Akcja w SS fajnie opisana, a Bill... *w* Tylko czekać na ciąg dalszy :3
    A co do Twojej weny: myślę, że to kwestia lenistwa, że piszesz tak rzadko, ale to tylko moje zdanie XD
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i jeśli nie chcesz, żebym Cię męczyła o nexta, to lepiej już teraz zacznij pisać nowy :3
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyleciałam komentować ;D rozdział genialny jak zawsze ;D bardzo lubię Lucy wydaje się taka... taka fajna :D Billa polubiłam zaraz po tym jak okrążył łóżko Lucy żeby z nią pogadać ;)
    Wybijam ci z głowy to , że ktokolwiek cię opuścił tym oto skromnym komentarzem ;D mam nadzieję , że choć trochę mi się to udało ;)
    Czekam na nn !
    ~Z.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmuszanie do komentarzy zawsze spoko xd
    Z Czarga poeta jest ^^ Hyhyhy zwymiotowala rosolkiem :3
    Jak czytałam że ma kieł w uchu to mi się z Billem kojarzyło a tu Bill XD
    Snape nie plujący jadem to nie Snape :D
    Zaczynam co raz bardziej lubić Lucy a zwłaszcza za te kapcie xd
    Tylko weź się nie leń,co?
    Nie dziw że się komentarz się nie trzyma bo mi kazałeś pisać.
    ~ Krwiożerczy Czajnik :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 razy się? Tylko ia tak potrafie xd

      Usuń
  6. Witam. :)
    Rozdział zabawny. Bill jest super czarujący. Kocham go. <3
    Muszę powiedzieć, że szybko idzie ci pisanie rozdziałów. Nie chodzi mi o dni czy tygodnie, ale o godziny (śledzę posty na facebook'u). Sama mam pomysł na opowiadanie, ale chyba za bardzo boję się braku weny, żeby cokolwiek zacząć i nie rozczarować czytelników, jak i samej siebie.
    Życzę powodzenia i weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przede wszystkim, pragnę powiedzieć, że muzyka, jaką dodałeś do bloga bardzo pasuje. Wprowadza w taki dziwny nastrój ... :)
    Rozdział był strasznie ciekawy, może nawet i ciekawszy niż pozostałe, a Bill to całkiem fajny chłopak :)
    Czekam na następny.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział *o*. Opłacało się tyle czekać =). Wiersz bardzo mi się podobał, co jest rzadkością w moim wypadku, jako że na ogół nie podoba mi się wplatanie wierszy w opowiadania =). Lucy jak zwykle mi szkoda, więc cieszę się, że poznała Billa, który wyszedł Ci superczarujący i zabawny, aż polubiłam jego postać =D. Czytając twojego bloga mam ochotę sama coś napisać, ale chyba brakuje mi odwagi :).
    Przesyłam kilka niespójnych zdań i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział oraz dalsze losy biednej Lucy =D
    Karolinkaaa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super piszesz :D. Choć powiem szczerze pierwsze rozdziały były lepsze :/.
    Pomysł z Billem świetny ^^.
    A Vicki jest bardzo interesującą postacią, więc czekam na następny rodział :D.

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział świetny i jest Bill ^^ takie pytanko, ten gryfon to Oliver Wood? pisz dalej :3 ~Alexa Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  11. Bill i Lucy ♥
    Teraz już wiem w jakich czasach rozgrywa się akcja.. ciekawi mnie, do jakiego monentu to oporowadzisz. W każdym razie, rozdział świetny! Jedyny mankament tego bloga, to długi czas oczekiwania na kolejny rozdział, ale rozumiem, nic na siłę. Myślę, że gdybyś odpowiadał na konentarze, to więcej czytelników dzieliłoby się z tobą opinią na teamt opowiadania. ;>
    CZEKAM NA NASTĘPNY.
    jakbyś chciał, to zapraszam do mnie : happiness-comes-unexpected.blogspot.com niedorównuję twojemu geniuszowi, ale sprawia mi to wielką satyswakcję. :P
    Pozdrawiam,
    Jasmine ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. No to Trzynasty komentarz, zadowolony? Troche taki pogmatwany rodział, albo ja jeszcze się nie do konca obudziłam :P Akcja fajnie sie rozwija i jestem ciekawa co sie ciekaweg stanie :)
    Powodzenia i z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial :)
    ~Kam

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział bardzo mi się spodobał! ^^ Boski jak zawsze :) Wyłapałam chyba jednak mały błąd ;) Otóż:
    "-Tak, proszę pani. Kiedy będę mogła stąd wyjść? (...)
    -Tak długo, aż będzie to konieczne."
    Pytanie powinno raczej brzmieć "Jak długo będę musiała tu zostać?" :) Ale to takie tam małe potknięcie.
    Najbardziej podoba mi się chyba początek, wprowadzenie na temat szczęścia i końcowy wiersz.
    A po za tym Bill! :D Zawsze go lubiłam, więc cieszę się, że pojawił się w tym opowiadaniu. Już od dłuższego czasu zastanawiałam się, w jakich czasach rozgrywa się cała akcja, a teraz już to wiem ^^
    Czekam na dalszy ciąg! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem juz co pisać. A ty i tak zmuszasz do komentowania ,kiedy sam wiesz, że piszesz genialnie i jesteś genialny i.. i nie wiem jeszczeco . Super ,że dołączyłeś Billa do opowiadania
    co raz bardziej się rozkręca ... Tylko Cię proszę nie zawiedz mnie i pisz dalej .
    pozdrawiam.
    ~~Priori Incantatem~~

    OdpowiedzUsuń
  15. Bill *.*
    Nwm, co napisać. Z resztą, jest już kilka słów. =D
    Świetne!

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam! To mój pierwszy tego typu blog Potter'owski. Z zasady czytam Dramione lub Sevmione a trafiłam tu chcąc oderwać się od nudy. Przeczytałam wszystko i sądzę, że prócz niewielkich. prawie niezauważalnych błędów to jest to poziom wybitnego pisania. Wciągające opisy, fabuła i bohaterowie. Dziękuje Ci za to! Dzięki Tobie przekonałam się, że coś osadzone w świecie Rowling może być dobrze napisane. Wcześniej ta wizja mnie odrzucała i sądziłam, że są one okropne. Pomyliłam się. A przynajmniej nie wiedziałam do tej chwili, że ktoś tworzy coś wybitnego. ~~ Zielonooka

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam! Rozdział bardzo mi się podoba i na pewno zostanę stałą czytelniczką. Co tu dużo mówić... piszesz bardzo dobrze. :) Oby tak dalej ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
    Pozdrawiam :* /Tomione

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie martw się, ja na pewno nie opuszczę tego bloga. Mam głupi zwyczaj, że nawet jak ktoś napisze ''koniec opowiadania, nic więcej nie dodam'' potrafię odwiedzać go jeszcze przez rok ;d Rozdział bardzo dobry, Bill mi się spodobał, a wiersz jeszcze bardziej. Dodawaj rozdziały częściej, twój blog jest jednym z moich ulubionych, więc proszę nie zawiedź mnie (oraz innych czytelników ;d ).

    OdpowiedzUsuń
  19. Podobają mi się nowi bohaterowie *u*
    Świetnie piszesz ^^ Nie martw się, nie opuścimy Cię ;)
    Tylko nie zmuszaj ludzi do komentowania ;D
    Masz wiernych fanów, pamiętaj o tym! :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten rozdział bardzo mi się podoba (jak wszystkie). Na pewno nie zasnęłam w połowie.
    Szczęście to pozytywne uczucie. Fajnie, że zaznała go także Lucy. Mam nadzieję, że Bill okaże się wsparciem w trudnym życiu głównej bohaterki i pomoże jej w problemach. Głównie związanymi z życiem towarzyskim i przemianami.
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  21. Żeby nie było, że obserwuję, by tylko to robić to i ja się wypowiem :) W końcu Emmiści powinni się wspierać (tak, Twoja reklama mnie do tego "zainspirowała").
    Może być kilka zdań, więc u mnie będzie króciutko, bo a) jak nie mam weny to naprawdę nie umiem napisać dłuugiego komentarza, b) zaraz idę oglądać film ;3
    Byłam "trochę" do tyłu, więc dotarcie tutaj zajęło mi troszkę czasu. Nie mniej jednak rozdział przeczytałam bodajże wczoraj, a na komentarz zbierałam się od czasu gdy już się z nim zapoznałam. Wiem jaka to motywacja, więc wybijam Ci z głowy to, że "Cię zostawiliśmy", bo to nieprawda :) Kolejnym Twoim wymysłem jest to, że czytając mogliśmy zasnąć. Kłamstwo! :) Ogółem powiem, że rozdział fajny, dopracowany i życzę, żebyś pisał takich więcej! :)
    *wyszło więcej mojego gadania, niż zdań do notki*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam od początku i z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej mi się podoba. Masz bardzo duży talent i musisz się rozwijać. Wszystko jest ciekawe, no nie powiem, w 12 rozdziale trochę gorzej ale ogólnie bardzo dobrze. Będę teraz śledziła nowe rozdziały i z wielką chęcią je czytała ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetnie Czarek <3
    Emmist <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Emmazing <33 zaraz Twoje fanki zaczną rzucać stanikami xd

    OdpowiedzUsuń
  25. Zostałeś przeze mnie nominowany do Liebster Award. Więcej na moim blogu w zakładce Liebster Award. wwww.milosc-i-przyjazn-to-wiecej-niz-magia.blogspot.com Pozdro :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Jestem tu po raz pierwszy i jestem zdziwiona, a zarazem zachwycona. Nie żeby coś xD, ale nie spotkałam się z opowiadaniem pisanym przez chłopaka. Ponad to tak genialnym opowiadaniem :)
    Świetnie się czyta, jest wciągające, jak dziś przyszłam z rozpoczęcia i wzięłam się za czytanie tego bloga, to od razu mi lepiej jakoś :)
    Bardzo ciekawy pomysł, czekam na więcej :)
    Pozdrawiam i weny życzę,
    ichhassedich ;*
    Zapraszam tu : http://dramione-invisible-love.blogspot.com/
    + dodaję do ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Czemu wcześniej nie zaczęłam czytać Twojego bloga? Hmm, odpowiedzi na to pytanie nie znam, ale ważne, że teraz tu jestem :D
    Opowiadanie jest genialne! Bardzo przyjemnie się je czyta a historia sama w sobie jest bardzo wciągająca. :)
    Życzę weny na dalsze rozdziały!
    ~Anna. ♥

    OdpowiedzUsuń
  28. Kocham Twój styl pisania. Kilka słów. Koniec.

    OdpowiedzUsuń