poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział II

Gdy Lucy wróciła ze szlabanu u Snape'a i weszła do pokoju wspólnego Gryfonów, powitał ją gwar radosnych rozmów oraz zacięte skrobanie piór po pergaminach. Ściągnęła brudne od żabiego skrzeku rękawiczki i rzuciła je na szkarłatny fotel, a sama opadła na przeciwległy.
Kilkoro pierwszoroczniaków siedziało uparcie nad transmutacją, mała grupka uczniów z szóstego roku żartowała, siedząc przy kominku. Oprócz Lucy, w pokoju wspólnym siedziało jeszcze kilkunastu uczniów z piątego roku, którzy utworzyli sobie trzyosobowe grupki. Tylko Lucy siedziała samotnie.
Nie lubiła towarzystwa, była samotniczką z wyboru. Raz na jakiś czas jej koleżanki z dormitorium zapraszały ją na wspólne pogaduszki i plotki, ale ona grzecznie odmawiała, twierdząc, że musi się pouczyć.
To dziwne, ale nikt nie wie, że ma "futrzany problem" - jak ona to nazywała. Była prawie pewna, że Dumbledore wie. Wie, ale tego nie rozpowiada, za co Lucy była mu ogromnie wdzięczna. Wolałaby opuścić Hogwart niż rozpowiedzieć, że jest wilkołakiem.
Wciąż sama siebie pytała, jak udało jej się to utrzymać w tajemnicy. Przecież po każdej pełni wracała z lasu wyczerpana i poraniona przez krzewy cierniowe. Gdyby to ona była świadkiem takich zdarzeń, zorientowałaby się, że coś jest nie tak. 
Za oknem czarne niebo lśniło od migoczących gwiazd. Słychać było ciche pogwizdywanie chłodnego wiatru, które raz za razem uderzało w szybę. Sowy wytrwale próbowały przedostać się przez wichurę, by odpocząć po długiej, wyczerpującej podróży w wygodnej sowiarni.
Następnego dnia, na pierwszej lekcji Gryfoni mieli spotkać się z Krukonami w cieplarni numer 5. Profesor Sprout była nauczycielką zielarstwa. Jak zwykle jej brudna od ziemi i smoczego łajna szata leżała na jej tęgim ciele. Kaczkowatym chodem zaprowadziła uczniów do grządek magicznych ziół i roślin. Lucy chciała pracować sama, ale profesor Sprout przydzieliła ją do pary razem z Krukonką o blond włosach i ciemnej karnacji. Miała plastyczną linię szczęki i mały, zgrabny nosek.
-Cześć - przywitała się nieznajoma, ściągając żółtą, gumową rękawiczkę. Jej głos przesączony był dziecinną naiwnością. - Jestem Amanda Aaronson. A ty? Poznałam kiedyś dziewczynę imieniem Lollys, rodzice chyba lubią robić pośmiewisko ze swoich dzieci. 
-Lucy - odpowiedziała tylko i stanęła obok niej, nie komentując dalszej części jej wypowiedzi. W końcu obie przestały gadać, oczekując instrukcji na temat lekcji od pani Sprout. 
Słońce leniwie przedostawało się przez szkło w dachu od cieplarni, powodując, że niektóre rośliny wydalały z siebie liście zwinięte wcześniej we wnętrzu. Zupełnie wszystko dookoła uczniów budziło się do życia, ale tylko jeden myślał, że coś umiera. Tym czymś był czas, który leci tak szybko, jak dorosły orzeł o zachodzie słońca. Lucy wiedziała, że z każdą minutą, każdą godziną, jej życie się stacza. Nie minie chwila, aż osiągnie dna, a wtedy wypłynąć z głębi będzie przeciwieństwem poziomu trudności, jakie towarzyszy, gdy się staczasz. Posypać się jest dużo łatwiej niż pozbierać.
-Chyba nie mówisz zbyt dużo - stwierdziła Amanda.
-Tak naprawdę miałam kiedyś wycięte struny głosowe - zaczęła Lucy, symulując chrypę i łapiąc się za gardło, po czym - jak myślała - jej twarz przybrała smutny wygląd. - Nie mogę zbyt wiele rozmawiać.
-Och... - westchnęła, rozchyliła lekko usta, a w jej oczach zatańczyły łzy. - Przykro mi, nie wiedziałam... Jak to jest, kiedy cały czas nie możesz mówić? - spytała. - Nie, czekaj, nie mów! 
Merlinie, daj mi myśl, że nie jestem bombą, która eksploduje od nawału panującej głupoty, bo pewnego dnia, kiedy wyjdę gdzieś wśród ludzi, a to zdarzy się na pewno, zabiję wszystkich w promieniu pięćdziesięciu metrów.
Lekcja mijała, ale za każdym razem, gdy Gryfonka spojrzała na zegarek, czas stawał w miejscu. 
-Jeszcze pół godziny lekcji, dzieci, wy chcecie iść na następną, ja mam ochotę wypić kawkę z ziołami, pomóżcie mi z jedną rzeczą i jesteście wolni. - Za to Lucy lubi nauczycielkę zielarstwa - bezpośredniość. 
Tą rzeczą okazało się przenoszenie smoczego łajna - ulubionego nawozu profesor - do cieplarni numer trzy. Dziewczyna nie brzydziła się takimi zadaniami, ale pozwoliła, by wszyscy byli w kolejce przed nią. Na nieszczęście - Amanda była tuż przed nią. Jej blond kręcone włosy opadały poza łopatki. 
-Fuj, nie dotknę tego nawet przez rękawiczki, a fe! - piszczała, żaląc się jednej Krukonce, jakie to obrzydliwe i ze jak wiele galeonów nadal nie podjęłaby się tego zadania. 
Jak to możliwe, że o n a trafiła do Ravenclawu? 
-Lucy, nie musisz mi odpowiadać, ale sądzę, że nie powinniśmy tego przenosić. Drobinki mogą osadzić się nam na rękach! I teraz pomyśl, że cały dzień będziemy miały na sobie nawóz... 
W końcu Lucy puściły nerwy, a kiedy pierwsza w kolejce była Amanda i zaczynając odmawiać nauczycielce wykonania zadania, przepchnęła się obok mniej, nałożyła łajno na dłoń i wykonała ruch, jaki towarzyszy przy policzkowaniu. Wyszła później, po drodze rzucając rękawiczki na podłogę, po czym ruszyła w stronę chatki Hagrida. Była zła, wściekła, chciała coś zniszczyć, a to tylko dlatego, bo ktoś miał inne problemy od niej. Czy świat dzieli się na tych z gorszymi problemami i z tymi mniej uciążliwymi?
Nagle jej szczęka walnęła o jakiś duży przedmiot, co spowodowało salwę bólu i upadek na trawę. Potarła palcami obolałe miejsce, a kiedy podniosła głowę - co według niej musiało wyglądać śmiesznie - zobaczyła szczupłą twarz chłopaka. Kolor nici na jego ubraniu wskazywał na to, że jest ze Slytherinu.
Ekstra, pomyślała. Nie mogło być gorzej. 
Właśnie tak poznała Aleksa.



Syriuszowi zablokowano konto, dlatego ja dodaję ten rozdział. Oczywiście cały napisany jest przez niego.  :)
Czytasz = komentujesz

19 komentarzy:

  1. Ojej, ojej... Trochę zawiódł mnie ten rozdział, kurczę. Nie zaciekawił mnie ani specjalnie nie zachęcił do dalszego czytania, bo wydarzenia, jakie opisałeś są wprost banalne i całkowicie nieoryginalne. Wiadomo, że bez przerwy nie może dziać się wszystko, i tak dalej, ale... Ślizgon, który zawróci jej w głowie, taki zakazany owoc? Wiersze? Puste lalunie? Nie tylko z takich składa się świat, więc podejrzewam, ze mimo wszystko Lucy mogła znać kogoś ciekawego. No i wciąż ten sam problem, co poprzednio - brak opisów, które mogłyby dodać płynności i niemal melodyjności Twojemu tekstowi. Rzuciła łajnem, ale mogłeś opisać w tym momencie towarzyszące jej emocje, jej postawę, zachowanie ludzi wokół. Nawet w paru słowach ująć jej drogą do Pokoju Wspólnego, czy też to, co działo się w jej sercu, skoro pisała.
    Mam nadzieję, że nie gniewasz się, iż się tak rozpisuję, osobiście uważam, że uzasadniona krytyka z drobną ilością porad jest lepsza niż pisanie bez sensu, jakie to ekstra i super (; Pisz dalej, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I widzę, że zmieniłeś czcionkę :D Powodzenia! Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, fajne. Aczkolwiek muszę się zgodzić z komentarzem powyżej: byłoby lepiej, gdybyś dodał trochę opisu. Wtedy byłoby ciekawiej.
    Z niecierpliwością czekam na następną część ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałam wszystko :D szkoda, że nie wiele było ;) uwielbiam Cie, za to nie jest to kolejny blog w stylu dalsze losy Harrego (przynajmniej nie na razie ;), niech tak zostanie) masz u mnie wielkiego plusa! czekam na więcej :3 /Raven

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny ten chłopak mi przypomina Blaisa ( Diabła) Zabiniego
    Czekam na NN
    Pozdrawiam
    Pisarka-Mel

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział trochę krótki, ale i tak fajny. Mnie oczywiście ciekawi kto się pierwszy dowie, że jest wilkołakiem. Chłopak ze Slytherinu-mam nadzieje, iż będzie ciekawą postacią w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejujeju nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :* może coś między Lucy i tym chłopakiem zaiskrzy ♥

    Pozdrawiam
    aga-lives.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały. To było zaje*iste <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietne! Troche banalne przez tego chlopaka z Slytherinu, to bylo do przewidzenia. Jednak i tak jest super wciagnelo mnie, moglbys wprowadzic wiecej watkow o Amandzie, np. ze bedzie sie chciala zemscic:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietne! Troche banalne przez tego chlopaka z Slytherinu, to bylo do przewidzenia. Jednak i tak jest super wciagnelo mnie, moglbys wprowadzic wiecej watkow o Amandzie, np. ze bedzie sie chciala zemscic:)

    OdpowiedzUsuń
  10. tak w sumie to ja widzę jedną zasadniczą wadę - zbyt krótkie. plus mało opisów i takie tam. czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest bardzo dobry, głupoty mi tu gadasz :)
    Świetnie piszesz synalku ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mówić że źle jak jest zarąbiście <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się z pierwszym komentarzem. Opisy, opisy!

    Mimo wszystko, czuć spory potencjał, a przede wszystkim WYOBRAŹNIĘ! A to przecie najważniejsze ;) No to lecę dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział oczywiście świetny, tylko było tu trochę za dużo opisów przyrody. No i ten wierszyk - śmiałam się przez 5 minut C': Sama nie wiem dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja się nie zgadzam z Patrycją.
    Rozdział wspaniały, wątek odrobinę romantyczny, co uwielbiam - gdy nie jest przesadnie słodko.
    To jak żuciła w tą lalunię łajnem mnie rozbawiło, bo sama zrobiłabym to samo!
    Idę czytać dalej :3
    ~Bellatrix z http://l-p-i-s-m.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. wow wow wow wow wow wow wow wow I love it. It could be more dramatic but it's only my opinion <3 lovely

    OdpowiedzUsuń