czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział XIV

- ... w wyniku tego konfrontacja poszła w niepamięć, a wszelkie wątpliwości dotyczące zakładu zastąpione przynoszącym skutki działaniem. Oczywiście Furman nie pozostał dłużny czarnoksiężnikom, próbował obudzić Lucy, która, jak zwykle, nie słucha wykładów profesora na lekcji! - kładąc nacisk na ostatnie słowa, profesor Walce za pomocą magicznej różdżki podniósł kilka grubych tomów Życia Logana Furmana, a później z głuchym brzękiem, który potoczył się echem po sali, pozwolił opaść im na mały zakurzony taboret służący głównie do trzymania nudnych ksiąg. Wszyscy podskoczyli nagle, niektórzy wydali cichy krzyk, a pewna nastolatka, wybudzona z nędznego, pozbawionych marzeń snu, odskoczyła mimowolnie do tyłu. Stare krzesło bez oparcia balansowało niebezpiecznie, by w końcu razem z dziewczyną wrócić na miejsce. Przez klasę przeszedł pomruk rozbawienia przerywany piskliwymi głosami później przechodzącymi na niższy ton, typowymi dla chłopców przechodzących mutację. Lucy zmalała w miejscu, przyglądając się bliżej pomieszczeniu. Choć znała je już bardzo dobrze, teraz wydawało się inne. Profesor Walce, który przybył tu niedawno na zastępstwo, zupełnie nie przypominał Cuthberta Binnsa, starego i pomarszczonego jak rodzynka ducha, przemawiającego wyjątkowo monotonnym i usypiającym głosem. Był to nieco staromodny mężczyzna w średnim wieku, który cieszył się złą popularnością w szkole. Do każdego ucznia nastawiony był złowrogo; mówiono, że nowy profesor myśli, iż żyje w starszych czasach, gdzie relacje uczniów z nauczycielami były, można by rzec, o wiele gorsze.
- Przepraszam - pisnęła cicho, kładąc głowę na kontuarze, za którymi siedziało dwoje uczniów. Lucy trafił się chudy Gryfon. Jego szare oczy bez jakiegokolwiek wyrazu obserwowały ją cicho zza prostokątnych okularów bez oprawek.
- Wyjmijcie pergaminy i zapisujcie... - Po serii skomplikowanych ruchów dłonią, na prowizorycznej tablicy pojawiały się nowe zdania. Do uszu czarnowłosej dochodziły westchnienia i odgłosy niespokojnych ruchów, kiedy uczniowie wyjmowali kałamarze i pióra. Minęło kilka minut, w których nie działo się nic ciekawego. Felicja ze Slytherinu kichnęła, po czym znowu dynamicznie notowała. Nauczyciel, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia, ułożył się wygodnie i pogrążył w lekturze. Za oknem unosiła się poranna mgła; przez nikłą poświatę przedostawały się strużki porannego, rześkiego słońca. Lucy nerwowo zerkała to na tablicę, to na pergamin, chcąc jak najszybciej skończyć to nudne zadanie, by jako jedna z pierwszych ukończyć dzisiejszą lekcję. SUMy zbliżały się nieubłaganie, co oznaczało więcej zadań, dzięki którym biblioteki pękały w szwach przez nawał uczniów. Wiele osób wykorzystywało każdy wolny czas na naukę.
Jako pierwsza skończyła Doris. Spakowała się, umyślnie hałasując, a potem ruszyła przez salę, dumnie kołysząc biodrami.
Pióro Lucy zanurzyło się w kałamarzu, poszukując atramentu, lecz trafiło tylko na nikłą pustkę. Dziewczyna westchnęła. Przez ten niemiły przypadek inni zajmą najlepsze miejsca w bibliotece!
- Ee... mogę pożyczyć? - spytała, dyskretnie wskazując palcem na niewielką fiolkę.
- Jasne, trzymaj. - Niebieskooka dziewczyna zdziwiła się nonszalancją chłopaka, który właśnie przesunął kałamarz na środek długiego blatu tak, by każdy mógł z niego korzystać. Lucy ukradkiem zerknęła na Gryfona. Wcale nie wyglądał na kogoś, kto zamierza ją ośmieszyć lub zrobić jej coś niedobrego. Wręcz przeciwnie; wydawało się jej, że czuje do niej sympatię. Szybciej skończył jej rówieśnik. Oznaczało to, że musiał już odebrać kałamarz i skazać Lucy na łaskę i niełaskę innych.
- Och, nie przejmuj się, oddasz mi później - dodał szybko, widząc koleżankę, której mina wyrażała niezręczność. - Ładny dziś mamy dzień, prawda? - zagadnął, spoglądając przez okiennicę. Widząc, że nastolatka robi to samo, pośpiesznie wyszedł, a Lucy mogła przyrzec, iż kątem oka dostrzegła go robiącego coś z kieszenią jej puchowej kurtki. Chciała już krzyknąć w stronę chłopaka, ale opamiętała się w porę, patrząc na profesora.
Co zrobił przy jej kurtce? Włożył coś do jej kieszeni?
Kończąc zadanie w wyjątkowo szybkim tempie, dynamicznie wrzucała rzeczy do torby na pasku, a potem szybkim krokiem, niemalże biegnąc, wyszła z sali, zmierzając do łazienki. Jeśli miała się przekonać, co się znajduje we wnętrzu kurtki musiała zrobić to z dala od ludzi, chcąc uniknąć kolejnego upokorzenia. Wczorajsza noc wiele dała jej do myślenia. Musiała ustabilizować swoje życie, a najlepiej było w tym momencie zacząć od zdobywania przyjaciół. Kolejne publicznie ośmieszenie nie pomogłoby jej w żaden sposób.
Myśląc, że to bomba zegarowa puściła się biegiem. Upewniwszy się, iż w łazience nie ma żywej duszy, położyła niechlujnie torbę pod umywalką, a potem ściągnęła z siebie kurtkę. Oczekując wielkiego robala, fajerwerków lub jakiejś hałaśliwej zabawki ze Sklepu u Zonka, wyciągnęła rękę przed siebie, a potem obróciła ubranie o sto osiemdziesiąt stopni. Obracając głowę i zatykając nos wolną ręką, uwzględniała śmierdzący wybuch. Nie doczekawszy się żadnego dźwięku, wydęła usta. Spojrzała ponownie na kurtkę, a potem na podłogę. Zobaczyła jedynie zwinięty w kulkę kawałek pergaminu. Kartka wydawała się nieszkodliwa, bezpieczna. Rzuciła ubranie koło torby, przykucnęła koło obiektu i wzięła go do ręki, macając go jednocześnie. Tak, to był zwykły pergamin, list zaadresowany do niej. Była zaskoczona. Po chwili kartka była na tyle wyprostowana, że dało się odczytać treść.

Dałabyś radę wpaść teraz do biblioteki? Będziemy na Ciebie czekać przy stoliku koło witrażu
Oliver

Tekst był prosty, każdy zrozumiałby jego treść. Lucy przeczytała go jeszcze raz, próbując wykryć ukryte w nim aluzje. Czy to kolejny żart? Kiedyś byłaby stanowcza; nie poszłaby za nic w świecie. Teraz, kiedy próbuje nawiązać znajomości, może przecież przemienić wszystko w humor, śmiałaby się razem z nimi. Ludzie zobaczyliby, że też potrafi być zabawna. Więc, skoro może to być destrukcyjna pułapka, nic się jej nie stanie, a przy okazji pozna kilku nowych ludzi. Kto wie, może coś z tego wyjdzie? Jeśli jest to zwykłe zaproszenie, lepiej dla niej.
Zaraz... będziemy? Dotychczas myślała, że zaproszenie było od jednej osoby. Cóż, im więcej, tym lepiej.
Przekroczyła próg biblioteki, niepewnie spoglądając na uczących się lub żartujących uczniów. W sali było pełno nastolatków, ale gdzieniegdzie dało się zauważyć małe grupki pierwszo lub drugoroczniaków. Niektórzy łypali na nią spode łba, a inni nie zwracali na nią uwagi. To dobrze. Od czasu, kiedy Doris wygłosiła swoje przemówienie w Wielkiej Sali, sytuacja nieco się uspokoiła. Lucy dobrze wiedziała, że jest obiektem powszechnego zainteresowania w szkole, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Denerwowały ją zaczepki i irytowały głupie żarty, ale tak, jak to mawiał profesor Dumbledore podczas regularnych, krótkich spotkań z dziewczyną: "Ich ciała kiedyś dorosną, lecz umysły zawsze będą drobne."
Przeszła przez labirynt półek i szafek, ominęła przeszkody w postaci foteli i ludzi, by w końcu dojść do miejsca opisywanego przez Gryfona. Widziała ten stolik niejeden raz, trudno było go nie zauważyć.
Siedziało przy nim najróżniejsze towarzystwo, jakie kiedykolwiek dziewczyna miała okazję obejrzeć. Wszyscy zagłębiali się w książkach, więc Lucy przyjrzała im się dokładniej. Tyłem do niej siedziały dwie dziewczyny. Nastolatka po prawej, ta drobniejsza, miała jaskrawofioletowe, krótkie rozwichrzone włosy. Oparcie drewnianego krzesła uniemożliwiało, by czarnowłosa dostrzegła jej ubiór, ale, zważając na porę, pewnie miała na sobie zwykłą, czarną szatę. Dziewczyna z prawej strony była jej zupełnym przeciwieństwem. Jej średniej długości, proste, brązowe włosy opadały na plecy oraz ramiona. Jej postura również się różniła. Widać było, nawet z tej perspektywy, że jest to osoba przy kości. Obie uczennice zasłaniały widok na Gryfona oraz na jego kolegę.
Nie myśląc wcześniej, jak dać o sobie znak, Lucy zawstydziła się nieco. Odchrząknąć, czy zwyczajnie coś powiedzieć? A może podejść, przysunąć krzesło i dołączyć do wspólnej nauki?
Nagle ktoś mocno uderzył w jej ramię, pozbawiając ją równowagi. Dziewczynę odrzuciło na półkę z książkami, które później spadały na nią z różnych wysokości. Towarzyszący temu harmider był donośny, więc każdy, włączając w to adresatów listu, spojrzał się na jej poczynania. Wszelkie odgłosy rozmów i zabaw ucichły.
- O, już jesteś - oznajmił Oliver, wychylając głowę zza chudej dziewczyny. Cała czwórka spojrzała na nią, a Lucy mogła teraz dostrzec ich twarze. Fioletowa, jak ją Gryfonka nazwała w myślach, miała wielkie, błękitne oczy oraz płaską twarz. Dziewczyna z brązowymi włosami, tak, jak Lucy się spodziewała, była pulchna i, krótko mówiąc, nie grzeszyła urodą. Jednakże na jej twarzy zawitał uśmiech, wywołany całą sceną. Kolor jej ubioru wskazywał na Hufflepuff. Chłopak siedzący koło Olivera okazał się ciemnoskórym, czarnowłosym Krukonem, na oko Lucy był w tym samym wieku, co ona. Dziewczyna wstała, guzdrząc się. Pomasowała obolałą głowę, a potem wstała z zakłopotaniem. Co jeszcze? Może podłoga pod nią się osunie?
- Pomóc ci? - spytała Fioletowa. Miała zwykły, niczym nie wyróżniający się głos. Nie czekając na odpowiedź i nie ruszając się z miejsca, przywróciła książkom dawne miejsce.
- Dzięki.
Przez kilka sekund panowała niezręczna cisza w całej bibliotece. Po chwili zagościł dawny hałas, lecz grupa siedząca przy stoliku czekała z cierpliwością na jej ruch, a Lucy, na przekór losu, robiła to samo.
- Może się ruszysz i dołączysz do nas? Nie gryziemy. - Dziewczyna z nieznanego domu spytała wprost, jakby odczytując plany wszystkich tu obecnych. Nosiła szatę tak, by zasłaniała kolor krawata i nielicznych nici. Wydawała się stanowcza. Gryfonka wzięła najbliższe krzesło, a później przeniosła je do stolika, stawiając je obok Olivera i Fioletowej. Wszyscy odłożyli książki, wpatrując się w Lucy z zaciekawieniem, co bardzo ją frustrowało. Ukrywała to jednak, gdyż zależało jej na tym, by to spotkanie uzyskało wymarzone rezultaty. - Jestem Vicki, lat szesnaście - dodała, patrząc na Olivera, uśmiechając się lekko przy tym.
- Dlaczego masz zasłonięty krawat?
- Oj, poruszyłaś drażliwy temat, siostro - zaśmiał się ciemnoskóry chłopak.
- Wcale nie! - oburzyła się krótkowłosa dziewczyna. - Po prostu nie lubię się tym chwalić, nie uważam tego za niezbędną rzecz, którą za wszelką cenę trzeba wiedzieć. - Teatralnie wywróciła oczami, patrząc na witraż, który starał się nie przepuszczać przez siebie światła. Obrazek przedstawiał przepiękny krajobraz. Wszechobecna zieleń pociesznie biła po oczach, a przejrzysta, głęboka woda dopełniała całości, dawała naturze pewnego bajkowego uroku. W oddali majaczyła ludzka sylwetka. Cały obraz, oczywiście, poruszał się. Wiatr kołysał drzewa i kępki traw, a ludzka sylwetka przechadzała się wszędzie.
- Vicki jest ze Slytherinu, ja z Ravenclawu, Isabelle z Hufflepuffu, a Oliver z Gryffindoru, co pewnie wiesz. Dziwnie się złożyło, nie? A tak poza tym... - wychylił się, podając rękę zdezorientowanej Gryfonce. - Drake.
- Lucy. - Dziewczyna podała mu morką rękę. Bardzo się denerwowała. Niepotrzebnie jednak, bo wyraźnie było widać przyjacielskość tych ludzi. Uścisnęli sobie dłonie, a Lucy miała wrażenie, że Krukon walczy z pokusą, by nie wytrzeć mokrej już ręki o szatę.
- Nie owijaj w bawełnę, chcesz wiedzieć, dlaczego cię zaprosiliśmy - Vicki odezwała się niespodziewanie, obracając w rękach pióro. - Bez przyczyny.
- Bez?
- Powiem wprost, wydajesz się miła, ale brak ci pazura, dlatego chodzisz sama. - Uderzyła w jej czuły punkt. Samotność. Fioletowa dostrzegła to jednak w porę, poprawiła się w krześle i kontynuowała akrobacje wykonywane palcami. - Po prostu chcemy cię poznać. Poza tym, likantropia jest ciekawym tematem.
- Zależy dla kogo... - mruknęła, tracąc ochotę na dalsze pogaduszki. Ci ludzie wydawali się ciekawi, pełni życia i dyskretni, ale bezpośredniość, jaką świeciła Vicki, denerwowała ja niemiłosiernie.
- No więc... Masz jakieś plany na dziś? - spytała Isabelle, po raz pierwszy włączając się do rozmowy. Miała nieco piskliwy głos, zupełnie niepasujący do jej potężnej budowy ciała. - Po lekcjach idziemy nad jezioro. - Nagle w głowie Gryfonki pojawiła się wizja skąpo ubranej Puchonki. Odrzuciła szybko tę niemiłą myśl.
Gryfonka miała już skłamać, ale nagle przypomniało jej się, co wcześniej postanowiła.
- Mogę iść.
- To świetnie - ucieszył się Oliver, a jego oczy błysnęły.
Przez kilkanaście minut prowadzili ożywioną rozmowę. Vicki okazała się mieć nietuzinkowy charakter. Była inteligentna, z poczuciem humoru, dystansem do siebie i świata. Mówiła, że nawet za pomocą drabiny nie zniżyłaby się do poziomu tolerancji uczniów, którzy gnębili Lucy, co bardzo ją ucieszyło. Isabelle była subtelna, nawet najgorsze nowiny w delikatny sposób. Czarnowłosa zażyczyła sobie tego, by kiedykolwiek Puchonka miała tak piękny wygląd, jak osobowość. Dziwne było to, że Gryfonka wcześniej nie zauważyła Olivera. Przed tym, kiedy szkoła dowiedziała się o odmienności dziewczyny, chłopak zachowywał się normalnie, dlatego był przez nią niezauważony. Jednak po tym incydencie stał się szarmancki, więc z czasem się do niego przekonywała, nie na tyle jednak, by z nim porozmawiać. Drake miał brata w Hogwarcie oraz dorosłą już siostrę, z którą rozmawiał za pośrednictwem szkolnych sów. Sam miał kota, któremu nadał absurdalne imię - Wilk. Jednak z opisów chłopaka, był jego przeciwieństwem.
- Co nam powiesz o sobie? - Vicki skończyła miotać piórem, a potem niespodziewanie sięgnęła po różdżkę, wycelowała nią we włosy, które nagle stały się pomarańczowe. Końcówki włosów natomiast zachowały dawny kolor. Temu wszystkiemu przyglądała się Lucy, inni uznali, że nie ma w tym nic interesującego.
- Ee... po co to robisz?
- Zapamiętaj mnie, zawsze lepiej jest się wyróżniać - powiedziała. - Ej, nie zmieniaj tematu, opowiadaj.
- No dobrze... Moi rodzice nie żyją; umarli, kiedy byłam jeszcze mała. Nie mam rodzeństwa. To chyba wszystko. - Dziewczyna miała wrażenie, że ta wiadomość zasmuciła całą grupę. Wcale im się nie dziwi. Gdyby usłyszała to samo od innej osoby, współczułaby mu i chciała pomóc. Może rzeczywiście ta grupka nastolatków pragnie poprawy jej sytuacji?
- No - odezwał się Oliver - to idziemy?
Kilkanaście minut później, gdy słońce powoli ustępowało lśniącemu księżycowi, buty uczniów zostawiały głębokie odciski na tafli białego puchu. Po błoniach przechadzało się kilkoro uczniów, lepiąc kule ze śniegu. Lucy otuliła się szczelnie kurtką, kiedy wiatr dmuchnął zimnym powietrzem w szczupłe ciało.
- Chyba nie będziemy pływać w jeziorze w strojach kąpielowych? Jest kilkanaście stopni na minusie...
- Oczywiście, że nie. - Vicki uśmiechnęła się lekko, patrząc z rozbawieniem na Gryfonkę. - Będziemy to robić w ubraniach.
Isabelle zaśmiała się donośnie, odwijając szalik. Drake i Oliver już biegli w stronę małego, drewnianego podestu. Chwilę później, obaj zrobili fikołka w powietrzu, lądując w wodzie z nogami podciągniętymi pod brodę. Woda ochlapała Puchonkę, która szybko do nich dołączyła. Z niespodziewaną gracją zrobiła obrót w powietrzu, zanurzając się w lodowatej wodzie.
Lucy i Ślizgonka nadal stały w miejscu, pocierając dłońmi oziębłe nogi.
- Jesteście chorzy. - Śmiejąc się, czarnowłosa obserwowała znajomych. Cieszyli się jak szaleni, jakby w ogóle nie odczuwali chłodu, jakby unosili się w powietrzu, gdzie nic nie może ich dotknąć.
- Łap życie, póki jeszcze je masz - odpowiedziała na to zagadnienie Vicki. Puściła się pędem, jakby jak najprędzej czekała na tę chwilę. Wylądowała czysto, z rękoma nad głową.
Jeszcze tego pożałuję, pomyślała Lucy. Kilkaset metrów za nią, chowając się za gęsto rosnącymi drzewami, czarna postać unosiła się w powietrzu. Perłowobiałe oczy bacznie obserwowały znikającą w oddali dziewczynę.
________________________________________________________
Cóż mogę tu napisać... A, tak. Ja i Dora "podrasowaliśmy" nieco zakładkę "O nas". Serdecznie zapraszam do jej obejrzenia.
Dziękuję wszystkim, którzy czytają tą (tę?) opowieść! Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej :3



12 komentarzy:

  1. Nareszcie nowy rozdział!
    Oczywiście, jak zwykle, świetnie napisany, cieszę się, że Lucy znalazła (przyszłych) przyjaciół, może dzięki temu bardziej się otworzy na ludzi. ;>
    Dziwna zbieżność, po jednym z każdego domu, ale to dobrze, bo teraz jest bardziej ciekawiej. ;)
    W porównaniu z niektórymi rozdziałami, ten jest dłuższy (wcale nie dowiedziałam się tego od Cb XD) i chyba najlepszy. ;3
    Cóż jeszcze mogę dodać: dobra robota! ^^
    Czekam na nexta, oby był jak najszybciej, a jak nie, to będę Cię męczyć, aż w końcu napiszesz. :D
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa
    P.S. Zauważyłam, że dodałeś nowe piosenki do playlisty. Przesłucham i muszę przyznać, że są całkiem fajne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie nowy rozdział!Fajnie że Lucy ma znajomych a nie jest wiecznie sama.Widać nasze błagania pomogły ;3 Jak zwykle rozdział wspaniały i chyba dłuższy.Już czekam na następny.
    I błagam cie możesz wkręcić tam gdzieś chomika? XD tak wiem troche chora prośba :D Ale z chęcią bym przeczytała o tym jak Lucy kupuje sobie chomika xd to jakoś mnie to ciekawi :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział ;)
    Cieszę się, że Lucy zakumplowała się z tymi ludźmi, może jej samotność nie będzie już dokuczać :)
    Niemniej cieszę się z tej sytuacji.
    Rozdział bardzo dużo wnosi i był ciekawy ;)
    Czekam na następny :D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu wykazałeś się miłosierdziem i ulżyłeś tej biednej dziewczynie. Coś mi się zdaje, że w życiu Lucy zapowiadają się olbrzymie zmiany... oby na lepsze.
    Szczerze mówiąc polubiłam Vicky. I wiedziałam, że jest metamorfomagiem, kiedy tylko przeczytałam, że ma fioletowe włosy ;D Medium.
    Uwielbiam opowiadania, w których jest taka grupka przyjaciół, trzymają się razem, wszyscy są inni. To takie urocze ^^ OMOMOM ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaiste, zdumiewające jest zachowanie tej czwórki XD

    Jak czytałam o Vicky, od razu pomyślałam o Nimfadorze :3

    Bardzo fajny rozdział, nic dodać, nic ująć =D Czekam na następny! =D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że postanowiłeś dodać kogoś, kto będzie miły dla Lucy. Podoba mi się również, że w grupie, która zaprosiła ją do siebie są osoby z różnych domów. Od razu odebrałam to w pozytywny sposób. Spotkanie osób o odmiennych charakterach po to, aby się pouczyć i pobawić przecież jest czymś miłym, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej :)
    Bardzo fajnie napisamy rozdział :)Lekko się go czytało :p
    Dobrze, że w końcu Lucy znalazła kogos kto może zostac jej znajomymi :p
    Czekam z niecierpliwoscią na następny rozdział :)
    ~Kam

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jak zawsze zaisty :D Nie wiem dlaczego ale mam bardzo dziwno przeczucia co do Olivera :3 Jak przeczytałam o filetowych włosach Vicki do razu pomyślałam o Dorze :3

    Pozdrawiam Pomyluna i czekam na następny rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzp dobry rozdział, cieszy mnie fakt, ż Lucy ma teraz przyjaciół. YAY! Nie mam co napisać, i tak nie dam rady pokazać jak baaaardzo mi się podoba!
    Czekam na następny, zastanawiając się, kin jest tajemnicza postać :D
    Pozdrawiam,
    Jasmine ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Drogi Czarku! Najpierw wytknę kilka błędów a potem będę chwalić.
    Błąd nr. 1 Dla czytelnika stałego, który jest z tobą od początku, jest on ciężki do wyłapania. Jednak ja czytając od początku całość stwierdziłam, że lubujesz się w paru wyrażeniach, trochę to razi w oczy, gdyż używasz ich często. Błąd nr. 2 Nie wiem czy to nie dopatrzenie, ale zdarzały ci się powtórzenia. Teraz ich nie ma :)
    To tyle wad. Teraz plusy! Miałeś bardzo ciekawy pomysł, koncepcję, której się trzymasz teraz. Masz talent w dobieraniu wyszukanych słów (być może słownik synonimów, lub pomoc innej osoby) co w połączeniu z ciekawym pomysłem i wrodzoną łatwością pisania jest wręcz magiczne. Redukujesz błędy i piszesz całkiem dobre długości, wiesz kiedy skończyć pisać by czytelnik poczuł niedosyt i chciał czytać dalej. Z pewnością jesteś męską perełką pisarską, a ja wrócę tu niebawem, gdy dodasz kolejny rozdział.
    Dodaję jeszcze gratulacje dla Dory, bo jesteś tutaj ważnym trybikiem. A wiadomo, że jak w zegarze nie działa jedna rzecz to nie działa nic. Wasz zegar działa idealnie.
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Tosia (ta z grupy Emmist, która pytała się o blogi xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sam rozdział jest genialny :) Brak słów. Lu wreszcie znajdzie towarzystwo?

      Usuń
  11. No więc tak... Przeczytałam ostatnie trzy rozdziały i tak mi się spodobały, że musiałam przeczytać jeszcze raz wszystkie 14 ;D Wiem, że masz strasznie niską samoocenę (mówiłam Ci to już), ale musisz przejrzeć na oczy i zgodzić się z tymi wszystkimi Twoimi fanami, którzy czekają z zapartym tchem na to, co wydarzy się dalej. Masz po prostu talent. Piszesz
    G E N I A L N I E :))
    Wspaniale umiesz opisywać różne sytuacje dobierając odpowiednie zwroty i wyrazy tworząc taką... hm... magiczną atmosferę... :) To jest po prostu cudowne...

    A co do samego rozdziału. Uważam go za jeden z lepszych wyjętych spod Twego pióra :) Bardzo mi się spodobało, że Lucy znalazła w końcu grono ludzi, którzy ją zaakceptowali taką jaka jest. Wreszcie znalazła przyjaciół. :)
    A najcudowniejsze w tym wszystkim jest to, że taką "Lucy" może znaleźć każdy, jeśli tylko się trochę rozejrzy. W naszym otoczeniu przecież jest pełno osób, z których ludzie szydzą tylko dlatego, że są "inni". I to jest chyba największym z atutów Twego opowiadania. To, że jest takie prawdziwe...

    Pozdrawiam i życzę weny-
    - Martyna ^^

    OdpowiedzUsuń