niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział XVII

W Pubie pod Trzema Miotłami panował wesoły gwar rozmów. Powietrze nasycone było zapachem łagodnego alkoholu, a na prawie każdym stole znajdował się kufel ze słodkim kremowym piwem. Walentynki mijały spokojnie, zupełnie jakby był to zupełnie normalny dzień, choć liczni zakochani przytulali się w Kawiarni Pani Puddifoot lub pod gołym niebem. Milczeli, lecz głośno krzyczeli.
Ulice zostały oczyszczone ze wszelkich świątecznych lampek, bombek oraz wstążek. Świąteczna atmosfera opuściła Hogsmeade i ukryła się pod głazem, czekając na następny rok. W sklepach również panował dawny ład, dzwonki na latarniach zamieniono na karmazynowe serca, a ziemia wokół brukowanej ścieżki porośnięta była różnokolorowymi roślinami.
-Wiedziałeś, że sprzedają tu wieczne pióra? Chyba mam dość knutów, by jedno kupić. Jak myślisz, lepsze będzie czarne, brązowe czy szare? Moim zdaniem czarne idealnie pasuje, inne są zbyt perwersyjne, jakby...
-Percy, nikogo nie obchodzą twoje piórze problemy - odezwał się Bill, wpatrzony w postać, która kręciła się razem z kilkoma innymi wzdłuż regałów z pergaminami.
-Tym powinny się przejmować ptaki. No, chyba, że czegoś nie wiemy - uśmiechnął się Fred, razem z Georgem sprawdzając wytrzymałość gumowych szafek nocnych. Sklep u Derwisza i Bangesa jak zwykle przepełniony był nawałem uczniów. Dziś było ich mniej, wiele osób chciało rozgrzać się za pomocą ciepłego trunku lub napoju.
-Ech, przypomnij mi Bill, dlaczego muszę tu z wami siedzieć? Za kilka minut rozpoczyna się spotkanie członków grupy o Ministerstwie, jestem przewodniczącym, muszę tam być... - oświadczył rudy chłopak, Percy, powoli wypuszczając z siebie potok słów. Kochał braci, ale irytowali go swoim dziecinnym zachowaniem.
-Mama prosiła, by przynajmniej raz w roku spotkać się na rozmowę, czy coś. No wiecie, podtrzymywać dobre relacje rodzinne... - Jego niebieskie oczy wciąż spoczywały na dziewczynie. Otaczało ją to samo towarzystwo co zawsze, dziewczyna o zielonych włosach, potężna Puchonka, chłopak w okularach oraz ciemnoskóry chłopak. Weasley miał nadzieję, że Lucy się z nimi zaprzyjaźni. Wie, że ludzie nie darzą ją sympatią, więc grupa ludzi, którzy udzielą jej wsparcia, dobrze jej zrobi. Człowiek z samotności może zrobić różne głupstwa, a człowiek odtrącany - zwariować. Chciał, by Gryfonka taka nie była. Troszczył się o nią, ale tego nie okazywał. Myślami codziennie tulił ją do snu, dawał płaszcz w chłodne poranki oraz siedział z nią przy kominku.
Od ostatniego spotkania minęło trochę czasu. Czasami rozmawiali, ale były to krótkie pogawędki o niczym. Wymieniali spojrzenia, a Bill z całych sił się starał, by jego twarz nie była bardziej różowa, niż jest dotychczas. Miał nadzieję, że to nie miłość, lecz zauroczenie. Może jednak miłość to wciąż zauroczenie, do którego zdążyłeś się już przyzwyczaić? Czy troskę można nazwać miłością?
-Przecież codziennie się widzimy - rzekł George, stając na palcach Koniuszkami palców chciał dosięgnąć szklaną kulę leżącą na najwyższej półce. Bill podszedł do niego i pomógł.
-To też - kontynuował chłopak, przystawiając oko do utworu w gładkiej powierzchni - można zaliczyć do dobrych relacji.
-Jeszcze kilka minut możemy wytrzymać - powiedział, choć sam miał dość. Minęło kilkanaście sekund. - Ech, no dobra, możemy iść.
Wzrok skierował na Lucy.

Ta, lekko speszona i z rumieńcami na policzkach, odwróciła głowę.
Dziewczyna obróciła w rękach owalne plastikowe pudełku koloru intensywnej zieleni. Po chwili nastąpił mały wybuch, w którym pióropusz dymu ukształtował się w zniekształconą twarz. Wystawił język, potrząsnął głową, a język kołysał się szybko, jak psu kiedy wystawi głowę przez okno podczas szybkiej jazdy samochodem. W końcu nastąpiła kolejna eksplozja, w której twarz i pudełko zamieniły się w stertę popiołu. Lucy nogą popchnęła popiół pod regał, rozglądając się za tym, czy nikt jej nie widział. Vicki wysłała jej rozbawione spojrzenie. Po chwili razem z Oliverem, Drake'em i Isabelle wyszli na zewnątrz.
Oliver zdjął szybko kurtkę i przekazał ją Lucy. Deszcz siekał, ciął, tańczył w powietrzu, atakując przechodniów. Tajemnicza mgiełka unosiła się nad ziemią, tak, że dziewczyna nie mogła zobaczyć swoich stóp. Chwyciła kurtkę Olivera w obie ręce i zawiesiła ją nad głową. Skórzana kurtka nie przepuszczała ospałych kropel, by zmniejszone ciurkiem kapały na jej burzę włosów. Vicky pobiegła na kilka kroków przed nimi, podniosła prawą nogę, a później obróciła się, pchana do przodu siłą rozpędu. Zielone włosy co każdy obrót zmieniały kolor, lśniąca tęcza. Raz były złocistą pszenicą, później węglową łodygą bez kwiatu. Pozostała czwórka biegła za nią. Uśmiech na ustach. Kiedy deszcz ucichł, jakby Merlin przestał podlewać kwiaty z nieba, przechodzili obok Kawiarni Pani Puddifoot.
-Aż niedobrze się robi, patrząc na te pary. - Wzrokiem pełnym pogardy, Vicky spojrzała na ludzi wewnątrz. Ich twarze lub ręce czule się dotykały. Czule, lub... - Czasami mam ochotę wziąć różdżkę i powybijać wszystkich wokół.
-To, że ty nigdy nie skosztowałaś, nie znaczy, że inni nie mogą skosztować nektaru - rzekł Drake i spojrzał na przyjaciółkę, nie ukrywając rozbawienia. On z pewnością nie mógł odpędzić się od dziewczyn, pomyślała Lucy, patrząc na jego szczupłą twarz.
-W takim razie weź go i się nim udław. - Cmoknęła żartobliwie.
Gryfonka podeszła do witryny sklepowej zrobionej z grubego szkła. Otwartą dłonią wytarła szybę, rozmazując krople zimowego deszczu. Wielkie, niebieskie oczy wpatrywały się w małe, brązowe.

Stolik znajdował się w centrum pomieszczenia. W tej samej odległości od witryny, w tej samej do drzwi i kontuaru. Widok również miał zdecydowanie najlepszy, nad nimi sklepienie łukiem wznosiło się w górę, a by spojrzeć przez okno, wystarczyło rzucić okiem na lewo. Tak właśnie uczynił Alex, ale gdy ich wzrok spotkał się, wysyłając niewidzialne promienie, odwrócił oczy i umieścił je na postaci siedzącej przed nim. Twarz uradowana, przedziałek na głowie równy, włosy falami opadające na ramiona.
Spojrzała z chęcią po innych parach. Wszyscy trzymający się za ręce, cicho szepcąc komplementy.
To kłamstwa czy realne słowa, niezdolne mnie skrzywdzić?
Motylki w brzuchu.
Anastasia przeniosła wzrok z kawy w filiżance na twarz Alexa.
-Ostatnio poważniej pomyślałam nad naszym związkiem.
-Aha - mruknął chłopak, podnosząc naczynie do ust, kosztując herbaty. Przez jego ciało przebiegł dreszcz. Gorący napój działał kojąco wśród chłodu, nawet w środku.
-Nie uważasz, że spędzamy ze sobą za dużo czasu? - zapytała śmiało. Jej twarz pozostawała nieruchoma.
Ślizgon nie przepadał za tego typu rozmowami. Denerwowało go praktycznie wszystko, co miało jakikolwiek związek ze zwykłymi rozmowami. Najbardziej na świecie nienawidził Szarych  - określał tak beznamiętnych, pozbawionych kolorów ludzi.
Powiedział jednak tylko:
-Nie.
-A ja owszem. Zaniedbujemy przyjaciół. Powiedz mi, kiedy ostatnio spotykałam się z Heather? - Widząc otwarte usta ukochanego, dodała - Wiem, że ludzie w związkach nie widzą świata poza sobą, ale zrozum, nie chcę się ograniczać do jednego człowieka, nieważne jak wyjątkowego. Jestem dzikim zwierzęciem, wspinam się po drzewach, a z drzewa już tylko jeden krok w chmury.
Usłyszała cichy chichot za sobą. Odwróciła się.

Ręką zakryła oczy i opuściła głowę.
Doris od dłuższego czasu obserwowała swojego byłego chłopaka. Nie potrafiła określić, jak długo. Jedna chwila wydawała się wiecznością, a wieczność chwilą.  Biegnąc myślała, że chodzi. Chodziła we śnie, w śnie żyła, żyła snem. Wszystko zlewało się w jedność.
Ale działo się tak tylko czasami. Trwało to kilka minut, po czym dziewczyna gwałtownie wracała do rzeczywistości. Pewnego razu odpłynęła na lekcji, a pani Sprout zapytała ją dokładnie w tej chwili. Kilka minut pytała ją, w końcu podeszła do Ślizgonki i potrząsnęła nią jak marionetką. Wszystkie te dziwne fazy nie bolały, ale za każdym razem w jej głowie działo się coś strasznego, jakby wszystkie nieprzyjemne chwile z jej życia zmieniły się w jedną, najgorszą.
Co się z nią działo?
Poprawiła chustę na głowie po czym dopiła gorzką, pozbawioną smaku kawę. Wyciągnęła niedawno zakupiony pergamin i pióro i zaczęła szkicować bezkształtny obrazek. Pomimo koleżanek, z którymi rozmawiała codziennie, czuła się samotna. Tęskniła za Aleksem.
Pomimo tego, że masz mnie za pozbawioną uczuć sukę, tak naprawdę to ty ich nie masz, nędzny dupku.


Korytarze Hogwartu opustoszały zaraz po północy. Opiekunowie domów w kilka minut przegonili uczniów z Pokoi Wspólnych, łazienek lub dziecińca, skąd marzyciele i artystyczne dusze podziwiały migoczące plamy na atramentowym niebie. Księżyc wisiał na swym miejscu, ogromem zawstydzając gwiazdy i wyzywająco lśniąc w mroku.
Dokładnie pięć minut później Lucy odrzuciła od siebie kołdrę. Na sobie miała ubrania, które nosiła w Hogsmeade. Ściągnęła i odłożyła wcześniej tylko kurtkę, którą przewiesiła przez bujany fotel. Przekręciła się cicho w łóżku, usiadła i wstała. Bose stopy położyła na zimnej podłodze, a potem nawet nie patrząc odszukała zwykłe kapcie z cienkiego materiału i usztywnioną podeszwą. Wychodząc z dormitorium, czuła na sobie wzrok współlokatorek. Zeszła po schodach, przeszła na palcach przez Pokój Wspólny i z lekkim wysiłkiem pchnęła portret Grubej Damy. W jej głowie ukazała się wizja siebie samej, bohaterka kreskówki na palcach próbująca cicho przebyć przez pomieszczenie. Wzrokiem odszukała szczupłą postać . Błysnęły białe zęby. Nie zważając na głośne krzyki Damy (Argusie, Argusie, oni uciekają!), śmiejąc się mknęły już przez labirynt korytarzy. Dopiero po chwili Lucy dostrzegła czarny, zwinięty w rulon koc pod pachą Vicki.
Dotarły na dziedziniec, Lucy, z jedną bosą stopą, oraz Vicki, z jeszcze bardziej potarganymi włosami układającymi się tak, jakby porywał je wyjątkowy silny wiatr wiejący prosto w twarz. Dosłownie upadły na podłogę, podkulając się pod ścianę, przykrywając się kocem i wpatrując się w niebo przecinane kamiennymi kolumnami podtrzymującymi dach dziedzińca.
Panowała cisza. Cisza przyjemna dla ucha. W końcu odezwała się Vicki.
-Mów co cię gryzie.
-Co? - spytała Lucy, zaskoczona nagłym oznajmieniem koleżanki.
-Widzę, jak się dąsasz i chodzisz ze spuszczoną głową. Jeśli uważasz, że twoich problemów sama rozwiązać nie możesz, pokaż światu swoje nieszczęście, bo nikt nie umie czytać z ludzi jak z otwartej księgi. - Jej bezpośredniość często denerwowała Gryfonkę, ale teraz mówiła prawdę.
-Chcesz wiedzieć co mnie gryzie? Zgaduj - rzuciła z przekąsem Lucy. Podkuliła kolana pod brodę, i odwróciła głowę. Nie miała odwagi patrzeć na twarz człowieka, któremu będzie się żaliła. Znajomość dziewczyn trwa przez krótki czas, do tego nie znają się za dobrze, ale czuła, że jest to osoba godna zaufania. - Nie mam już siły. Nie chcę wstawać rano z myślą, że czeka mnie potworny dzień. Nie chcę budzić się wyrywana z okrutnych snów, ani nie chcę zasypiać pośród mroku. Rozumiesz? Chcę być kimś innym. Ptakiem, bym mogła odlecieć gdziekolwiek chcę. Tygrysem, bym mogła odbiegnąć siną w dal. - Odwróciła głowę i spojrzała jej w oczy. Dostrzegła w nich coś na kształt współczucia. I pogardy. Były to jedynie niewyraźne plamy. - Czasami chcę niespodziewanej śmierci. Chcę odejść i odrodzić się na nowo. Być kimś innym. Sama tego nie zrobię, byłoby to tchórzostwo, pozostaje jedynie czekać na...
-Tchórzostwem wykazujesz się w ogóle tak myśląc. - Widać było, że ostrożnie dobierała słowa. - Walcz. Nie poddawaj się. Walcz o lepsze życie. Słuchaj, nie jestem mugolskim psychologiem, nie umiem motywować ludzi... ale słuchaj. Masz mnie. Masz nas. - Wstała i podała jej rękę. Ta chwyciła ją i wstała. Przytuliły się, bez żadnych łez i wzruszeń. Zupełnie, jakby rozmawiały o czymś innym.
-Co powiesz na spacer o pierwszej w nocy?
Po chwili Vicki odparła:
-Gdybyśmy były choć trochę normalne.
Ślizgonka zwinęła koc i razem przeszły dziedziniec, wkraczając na opustoszały korytarz. Dziewczyny przed spotkaniem nie miały celu podróży, chciały po prostu odejść od tego, co było za nimi i pójść w nieznane.
-Myślałaś kiedyś o tym, by uciec z Hogwartu? - zapytała wtedy Lucy Vicki.
-Oszalałaś? - oburzyła się. - Codziennie.
Szły teraz obok siebie, jak dwie najlepsze przyjaciółki, choć były tylko słabo znającymi się koleżankami. Gryfonka wiedziała o innej tylko jedno: nie jest ona zwykłą osobą.
Lekki wiaterek wiał nieprzerwanie. Był lekki, ale zimny. Lucy nie czuła stopy, ale nie odczuwała bólu. Jedynie radość z tego, co usłyszała od Ślizgonki. Chłód również był jej obcy,  jedynie ciepło w sercu.
Mroźne dni, ciepły dom
Dom ten w sercu jest, gdzie mieszka ciepło,
Wstęp wzbroniony nudom, 
Gdzie...
nuciła czarnowłosa. Przechodziły obok Wielkiej Sali, kiedy nagle usłyszały głosy dobiegające zza rogu. Vicki pociągnęła koleżankę za sweter i weszły na schody, gotowe w każdej chwili uciec. Nie powinno ich tu być.
-Albusie - zabrzmiał ostry, kobiecy głos, bez wątpienia należący do profesor McGonagall. - Co robisz tu o tak późnej porze?
-Och, nic takiego. Chciałem tylko wpaść do kuchni na małą przekąskę. - Wesoły głos dyrektora wprost emanował pozytywizmem. Dziewczyny stałe nieruchome, chciały się oddalić, lecz usłyszały coś, co przyciągnęło ich uwagę. - Zechciałabyś pójść ze mną? O tej porze skrzaty zawsze mają coś dobrego. Zdecydowanie pracują za ciężko.
-Z chęcią udzieliłabym ci towarzystwa - odmówiła grzecznie profesor - ale nie teraz. Doszedł kolejny list od jednego z rodziców. Już piętnasty w tym tygodniu. Tym razem sprawa jest poważniejsza. Niejaka Sally Kingston wypisuje swoją córkę ze szkoły. To już nie groźba, tylko stawianie nas przed faktem dokonanym. Z całym szacunkiem do panny Smith - Lucy otworzyła szeroko oczy na dźwięk jej nazwiska - ale to już przekracza ludzkie pojęcie. Mamy kilka rozwiązań, ale nie ma takiej, która ucieszy każdego. Nie możemy stracić wszystkich ze względu na jedną osobę. Albo ona, albo wszyscy.
Zapadła długa cisza.
_________________________________________________________________
Wiem, jestem... okropny. To teraz kilka słów na usprawiedliwienie:
To nie tak, że nie chcę mi się prowadzić bloga. Popadłem w tak zwany kryzys artystyczny. Cały czas myślałem, że piszę to samo, wszystko się powtarza. Czytając stare notki załamywałem się nad ich jakością.
Teraz myślę, że jestem najbardziej niewdzięcznym człowikiem na świecie. Porzuciłem bloga na długi czas bez żadnego słowa. Porzuciłem 70 obserwatorów  i tyle wyświetleń, a zauważmy, że notek wcale nie ma za dużo, a to znaczy, że statystyka jest naprawdę dobra. Mam nadzieję, że choć część z Was nie odeszła.
Wchodząc na Bloggera zauważałem codziennie nowe wyświetlenia, ludzi czekających na nowe rozdziały. Aż ciepło na sercu się robi.
Serdecznie dziękuję Fiooletowej, mojej przyjaciółce i stałej czytelniczce za motywacje, pomysły i zbetowanie rozdziału, który nawet według mnie jest dobry. Fiooletową znajdziecie BLOG oraz ASK tutaj.
Jedynie, o co proszę, to wybaczenie...
I KOMENTARZE, ofc.

17 komentarzy:

  1. PIERWSZA??
    Spodziewałam się dłuższego rozdziału,ale ok, już nie marudzę <3
    Bill to takie kochane stworzenie, wow, aż mi się miło zrobiło,kiedy o nim czytałam :'D
    "-Ostatnio poważniej pomyślałam nad naszym związkiem.
    -Aha"
    - śmiechłam w tym momencie xDDDD
    Cieszę się, że chociaż trochę odpuściłeś Lucy i znalazłeś jej przyjaciół xD Od początku wiedziałam, że Vicki zaprzyjaźni się z Lucy B|
    "-Tchórzostwem wykazujesz się w ogóle tak myśląc. - Widać było, że ostrożnie dobierała słowa. - Walcz. Nie poddawaj się. Walcz o lepsze życie."- wow, jakie to głębokie :3
    Rozdział piękny, wzruszający i wgl <3
    To teraz trzeba czekać na następny xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, to od początku...
    Pomimo całego marudzenia i lenistwa, jakie musiałam znosić, żebyś się wreszcie wziął do pracy i napisał rozdział to widzę, że było warto :3 Uważam, że notka jest fajna, nawet bardzo, a jak na Ciebie to dużo napisałeś :D No, pomijając fakt, że trwało to dwa miesiące :////
    Tak się cieszę, że wreszcie Lucy znalazła przyjaciół, bo słowa McGłupiej na pewno ją zabolały i teraz będzie potrzebowała wsparcia duchowego ;_; Ale zaczyna się wreszcie coś dziać! :D
    "W siną dal" - nadal z tego leję XDDDDD
    Więcej tu opisów, niż dialogów, co mnie strasznie cieszy, bo widać, że dałeś z siebie naprawdę dużo, nie ograniczając się tylko do rozmów pomiędzy uczniami i nauczycielami :3 Oby tak dalej (y)
    Niektóre porównania tak trafnie opisują wygląd/zdarzenie/sytuację, że aż Ci zazdroszczę wyobraźni. Dlaczego ja tak nie piszę? ://
    Notka świetna, a ostatnie zdanie nadaje temu rozdziałowi taką dramaturgię... Uwielbiam to <3
    "Proś o wybaczenie, a będzie Ci dane" czy jakoś tak xDD
    Nie wiem, dlaczego masz taką niską samoocenę. Ja uważam, że notka jest cudowna, sama nie napisałabym jej lepiej, a wg Ciebie rozdział jest... dobry :CC
    Czekam na kolejny z niecierpliwością (mam nadzieję, że będzie jeszcze przed Świętami... Bożonarodzeniowymi ofc ://///) i życzę CI dużo weny, bo ona jest najważniejsza, dużo czasu, żebyś miał kiedy spisywać swoje myśli na kartkę czy na bloggera i takich wiernych czytelniczek jak ja, żeby dawały Ci mentalnego kopa w tyłek i motywowały do dalszego pisania :3
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa
    P.S. Nie ma za co xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. OK, kilka słów ode mnie.
    Pomysł jest zajebisty, ale za bardzo rozczulasz się nad samotnością dziewczyny :)
    jak dotąd nie mam pojęcia do czego zmierza ta historia ale to jest zaleta, nie wada.
    Bill Weasley nie był kapitanem drużyny, tylko Charlie.
    Błędy, ale nieliczne (np. pozytywizm Dumbiego- pozytywizm to był nurt w sztuce, pewnie chodziło ci o optymizm)
    Reasumując- bardzo mi się podoba, a wspomnienie małych rudych bliźniaków mnie rozczulił.
    Niech Emma Ci sprzyja przy pisaniu, czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam, czekałam i się doczekałam (przynajmniej to). Mi się rozdział podoba, ale pisz częściej, bo psychika ludziom padnie, i kto będzie komentował? XD Cóż, nie wiem co napisać... Czekam dalej. Niech Rowling, King, Roth, Collins, Grant, Riordan i inni dopomogą :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się cieszę że napisałeś rozdział! Cudowny jak zawsze. Prawdę mówiąc straciłam już nadzieję że coś tu nowego znajdę i z takim nastawieniem weszłam dziś na tego bloga. Zaskoczenie na maksa pozytywne. Komentuję raz na ruski rok, ale tak się ucieszyłam, że aż piszę xD Oby więcej takich notek, dużo weny życzę ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekałam :)
    Świetny rozdział :)
    Pozdrawiam,
    L. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu!
    Jak długo czekałam na next :C Chociaż ja też tak kiedyś zrobiłam ale ja nie miała tak dużo do stracenia (nic). Ale dobrze że wróciłeś :D Rozdział jak zwykle świetny :* Nie ogarnę, Bill to już trzeci chłopak w tym opowiadaniu co do którego mam dziwne przeczucie XD Wspomnienie Percy'ego i bliźniaków prawie doprowadziło mnie do łez :'D fajnie że Lucy znalazła sobie w końcu przyjaciółkę (od kont pojawiła się Vicki wiedziałam że tak będzie :D) to oni mają już walentynki? :O Tak ten czas szybko mija.. (pamiętam jak to dopiero był rozdział III a tu zaraz XX :P) akcja Alex-Anastasia boska:
    "-Ostatnio dużo myślałam o naszym związku.
    -Aha." xd
    Ale Bill jest słodki *o* Przepraszam że taki krótki ale trudno by mi było opisać jak się jaram z powodu rozdziału i twojego powrotu :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, proszę! Czarek dodał nowy rozdział. ;)
    O komentarz prosić nie musisz, bo i tak z chęcią go napiszę, mimo, że byłam nieźle wkurzona. Napisałeś mi na fp, że notkę dodasz w weekend, 2 tygodniowe opóźnienie? Czemu nie.
    Oczywiście, jak sam zauważyłeś rozdział jest naprawdę dobry, według mnie nieziemski!
    Chciałabym mieć taki talent, zazdroszczę ci, że mimo "kryzysu twórczego" udaje ci się napisać coś tak niesamowicie dobrego. Kiedy wydasz już książkę, przeczytam ją z wielkim entuzjazmem. ;) Możesz trzymać mnie za słowo.
    Wszystkie twoje postacie są wyjątkowe, nie skupiasz się tylko na jednym bądź dwojgu z nich, ale poświęcasz czas im wszystkim. To godne podziwu.
    Dla Lucy jestem jak zwykle pełna uznania. Nie wiem jak poradziłabym sobie z tym wszystkim co ona musi znosić. Oczywiście, zostanie wilkołakiem mi nie grozi a to już sukces. Jednocześnie żal mi Doris. Niektórzy ludzie są tacy, jacy są nie dlatego, że urodzili się z pozoru wredni, puści i zimni. Nie potrafią sobie poradzić z niektórymi wydarzeniami z ich życia i muszą jakoś odreagować. Nie oznacza to oczywiście, że lubię jakoś wyjątkowo takie osoby w normalnym życiu. ;)
    Alex jest dla mnie intrygującą postacią. Parę notek temu poświęciłeś mu dużą część rozdziału, dzięki czemu lepiej go poznałam. Sprawiłeś, że to chyba jego darzę największą sympatią chociaż Bill też sobie na nią zasłużył. :P
    Nie będę rozpisywać się nad tym, co mi się podobało i dlaczego, bo wszystko jest tutaj idealnie na swoim miejscu, tworząc jedyne w swoim rodzaju opowiadanie Potterowskie w sieci.
    Czekam też ze zniecierpliwieniem na blog o Zombie, który jak mi pisałeś, planujesz i jest w trakcie realizacji.
    Trzymam kciuki i pozdrawiam,
    Jasmine (znana jako adminka Bella :P)

    happiness-comes-unexpected.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wybacz, ale jak mówiłem, wszystko przez ten kryzys ;-; Starałem się choć trochę pisać, ale wyszło tak, jakbym tego nie robił.
      Również pozdrawiam, może nawet zaszaleję i poczytam Twojego bloga? :')

      Usuń
    2. Skąd ja to znam! Piszę rozdział cały czas, ale tekstu nie przybywa. :P
      To rzeczywiście było by szaleństwo. Haha, teraz się wstydzę, bo prolog i pierwsze dwa rozdziały są do kitu. :P Mimo to zapraszam ;)

      Usuń
  9. Tak! Nareszcie! Dziękuję Czarku (mam nadzieję że nie obrazisz sie za zbytnia poufalosc ;). Cholernie sie ciesze ze dodales nowy rozdzial! Nie martw, kazdy wielki autor przezywa czasem kryzys artystyczny. Glowa do gory! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow. Nie wiem co napisać. Rozdział naprawdę wspaniały i troszkę wzruszyłam się kiedy go czytałam. Mam nadzieję, że następny będzie niedługo. Teraz pozostaje mi życzyć Ci weny. :))
    Pozdrawiamy,
    Tomione i Kate
    Ps. Oddaj trochę talentu. *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz wspaniale , Rozdział cudowny Szkoda było jak opuściłeś bloga bo na prawdę jest genialny itp. Jak zwykle czekam na następny rozdział xD Mam nadzieję,że pojawi się bardzo szybko,
    I proszę , nie wpadaj już w żadne kryzysy xD
    Pozdrawiam xDD

    OdpowiedzUsuń
  12. No nie powiem, trochę się czekało... Ale w sumie było na co :) Bardzo fajny rodział i mam nadzieję, że następny będzie szybciej :P
    Życzę weny
    ~Kam

    OdpowiedzUsuń
  13. Aaaa <3 Rozdział meeega, było na co czekać xD Ogólnie jest spoko, ale się ostro gubię, to pewnie dlatego, że jestem bardzo ogarniętym dzieckiem ;D Strasznie mylę ludz, też moja wina i nie ma jak tego naprawić ;p Ogólnie bez sensu ten komentarz, ale zobaczyłam, jak napisałeś, że prawdopodobnie nie pójdziesz na premierę WPO i mi się tak szkoda Ciebie zrobiło, ale możesz się pocieszyć, bo ja też nie idę ;// To powodzenia w pisaniu następnego rozdziału i żebyś jednak poszedł na premierę :)))))) (pewnie dużo błędów, ale już śpię)

    OdpowiedzUsuń
  14. No i się Czareg doczekałeś mojego komentarza. XD
    Zacznijmy od tego, że muzyka na twoim blogu od razu wprowadza w trochę patetyczny, moim zdaniem, i smutny nastrój. Po drugie, uwielbiam Billa jeszcze bardziej. :3 Taki uroczy w twoim opku. Trochę mało opisów, ale jest dobrze. Bardzo, bardzo się cieszę, że Lucy zdobyła w końcu przyjaciółkę i przestałeś robić z niej taką typową "Forever Alone" :D.I mam nadzieję, że Lucy jednak przekona do siebie więcej osób. A piszesz świetnie nawet mimo kryzysu, więc nie załamuj się tylko zacieraj rączki i bierz się do pisania, bo wszyscy już czekają na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hoł, hoł, hoł XD
    Rozdział super tylko ta końcówka taka... :(
    Pisz więcej! I szybciej!
    lettertolily

    OdpowiedzUsuń